To co tu opisuję wydarzyło się naprawdę, dotyczy bliskiej mi osoby, a konsekwencje tego wszystkiego ciągną się po dzień dzisiejszy (np. postępowania urzędowe, leczenie itp.).
Pewna osoba w wieku ~60 lat, od pewnego czasu skarży się na poważne problemy oraz bóle niejasnego pochodzenia. Lekarz pierwszego kontaktu skierował ją na komisję, bo się jej należy renta. Niby nic nadzwyczajnego.
Bardzo chory pacjent trafił przed komisję, na której skarżył się na przewlekłe bóle, które w tej chwili odczuwa, wskazując te miejsca. Opisał je jako kompletnie nie do zniesienia, które uniemożliwiają mu normalne funkcjonowanie, opisał też codzienne czynności, których od dawna nie może wykonać.
Lekarz z ko(s)misji zbadał go i stwierdził, że "nie może odczuwać bólów, które opisuje". Stwierdził (i wpisał do papierów), że te bóle to jest jedynie zgaga (Wikipedia).
Pacjent na to stwierdził, że nigdy nie miał zgagi. Lekarz obstawał przy swoim.
Myślę, że nastąpiło tutaj oszukanie pacjenta, na zasadzie: nigdy nie miałem zgagi, nie wiem jak ona boli, przez to nie wiem co się ze mną dzieje, może lekarz ma rację.
Było oczywiście zupełnie inaczej, bo przecież zgaga nie boli aż tak bardzo i w tak różnych częściach ciała. Jednak lekarz robił wrażenie nadętego bufona, który lepiej wie co kogo gdzie ma prawo boleć.
Pacjent po opuszczeniu komisji czuł się coraz gorzej, więc w ciągu 2h znalazł się w szpitalu i zaraz leżał w szpitalnym łóżku.
Tu oglądając sobie w telefonie YT - usnął. Gdy się obudził, personel witał go z uśmiechami na tym świecie!
Pacjent doznał czegoś co mogę nazwać tu ogólnie atakiem serca, był reanimowany, krojony itp. Lekarz powiedział mu tak: gdyby pan dziś usnął w swoim łóżku czy fotelu to już by się pan nie obudził.
...no i dodać trzeba, że gdyby pan uwierzył, że ma jedynie zgagę!
Czyli lekarz trupojad, bada pacjenta w ostrym stanie przedzawałowym w komisji lekarskiej przyznającej renty, wypuszcza go z orzeczeniem pełnego zdrowia i całkowitej zdolności do pracy - jedynie z objawami OBŻARSTWA... a ten kilka godzin potem zostaje przywrócony do życia tylko dlatego, że obok znajdowali się prawdziwi lekarze...
Pacjent przeleżał swoje w szpitalu, potem przeszedł oczywistą w tym przypadku rehabilitację itp. W tym czasie komisja procedowała dalej swoje orzeczenie o całkowitym zdrowiu pacjenta i przydatności do pracy.
Pomyślcie, ten człowiek przez innych ludzi, w tym członków tej komisji jest codziennie nazywany "lekarzem"!
Droga komisjo, jeśli mnie czytacie: wszyscy powinniście wywędrować, no na przykład na szparagi do niemiec....
Nikt z was nigdy nie powinien pełnić żadnej funkcji, od której cokolwiek zależy!
Gdybyście mieli np. karmić niedźwiedzia w zoo to ten trupojad gotów uznać, że niedźwiedź ryczy i szaleje bo lubi, a nie dlatego, że jest głodny... a może ma zgagę?
Pewnie jakbyście tylko mogli to przyjęlibyście nowego członka komisji: