czwartek, 7 listopada 2024

Wybory prezydenckie w USA - podsumowanie

Właśnie zakończyły się wybory prezydenckie oraz cząstkowe parlamentarne w USA. Chciałbym wam w skrócie przedstawić co się właściwie wydarzyło, o/za czym były te wybory oraz jak do tego wszystkiego doszło. Nie zabraknie sugestii jak można zaradzić zarazie agresji jaka wylewa się przy okazji wyborów.

Kampanię wyborczą w USA śledziłem całkiem dobrze, ponieważ od około pół roku oglądałem na żywo transmisje z wieców itp. czyli nie jestem tutaj osobą, która powiela to co przetworzyła redakcja tej czy innej telewizji emitując jedynie kilkusekundowe migawki z godzinnego wystąpienia, lecz widziałem wiele z tych wydarzeń "na własne oczy" i na żywo. Dodatkowo mam kontakt z amerykanami co z resztą wam ostatnio relacjonowałem: Czego wam nie powiedzą - wieści z USA.

Jako wstęp do całego ogromnego zamieszania posłużę się tym co dotyka nawet nas w Polsce - zadziwiające, a jednak naprawdę się to u nas dzieje!

Spotykam przypadkiem sąsiada, a ten do mnie mówi: D. Trump właśnie zapowiedział wprowadzenie totalitaryzmu w USA. Ja po "lekturze" wieców wyborczych Trumpa patrzę na niego z otwartymi oczami i nie jestem w stanie dopasować żadnej z jego wypowiedzi do rewelacji jaką usłyszałem... Widząc to sąsiad mówi: no powiedział mi to znajomy, który przecież nie jest żadnym szaleńcem, ufam mu!

Czyli mój sąsiad za dobrą monetę potraktował informację od kogoś, kto po prostu robił wrażenie, że relacjonuje mu aktualne wydarzenia, na zasadzie: pewnie jeszcze nie wiesz, ale świat właśnie teraz żyje tym wydarzeniem. Ten dał wiarę.
Ja nie jestem w stanie do dziś dopasować jakiejkolwiek wypowiedzi D. Trumpa do tego o czym mówił mój sąsiad i jego DOBRZE poinformowany, zaufany znajomy. Czyli zapewne była to jakaś nieprawdziwa kaczka dziennikarska (tu u nas w Polsce!), której życie było obliczone na kilka godzin...


A czego naprawdę dotyczyły te wybory?


Trudno w to uwierzyć, ale wybory w USA były właściwie o to samo o co u nas w Polsce, choć dotyczy to innych partii, polityków i innych instytucji czy systemów politycznych w UE. Chodziło o wybór między wyniszczaniem ameryki, czego niestety amerykanie ostatnio doświadczyli aż za dobrze, a rozwojem i normalnością.

My tu w Polsce nie wiemy o tym za dobrze, bo nie jesteśmy o tym informowani (z zasady i od dziesięcioleci), ale Amerykanie obecnie bardzo mocno odczuwają problemy związane z wzrostem cen, spadkiem rozwoju ameryki, bezpieczeństwem osobistym (w tym też międzynarodowym) wiążącym się z ogromną ilością emigrantów - co i u nas w Europie jest dobrze nam znane. Pojawia się też kwestia zielonego ładu, o dziwo ta zaraza dotarła również tam.

Podsumowując o co się tam tak naprawdę toczyła walka wyborcza przywołam fakty.

D. Trump zapowiada "Make America Great Again" oraz "Fix it", czyli przedstawiał siebie jako remedium na to co faktycznie dotyka obecnie Amerykanów, to co widzą i rozumieją, że idzie w złą stronę. Duży nacisk cały czas kładł na ekonomię, na bogacenie się amerykanów i całego kraju, co jest w opozycji do stanu faktycznego oraz w kontrze do jego rywali.

Co mają do zaproponowania niezwykle skompromitowani na wielu polach (np. poprzez podmiankę prezydenta w trakcie wyborów co w Ameryce jest oceniane bardzo źle, ze względu na to, że kandydat miał mandat wynikający z wyborów a zastępca został wyciągnięty niemal z kapelusza) jego przeciwnicy?

Posłużę się przykładem, który może nie był najistotniejszy, ale dobrze odda istotę zagadnienia.

Nowy, podmieniony kandydat demokratów, czyli Kamala Harris, sporo mówiła o jednym z filarów jej kampanii czyli... aborcji...

Już w tej chwili widać wyraźnie jakiś kompletny rozdźwięk, jeden z kandydatów mówi, że Ameryka ma się rozwijać, ma być bezpieczna, ma być silna, a jego oponent mówi, że teraz Amerykanów najbardziej powinna interesować aborcja....

O! Pfff...

Nawiasem mówiąc mocno przypomina to sytuację, którą mamy obecnie w Polsce.

Dlaczego to przypomina sytuację w Polsce? Bo u nas podobnie kwestia np. aborcji jest przedstawiana jako najistotniejsza dla koalicji, a kwestie np. bezpieczeństwa kraju schodzą na tory poboczne czy też kompletnie nieistotne.

Wracając do Ameryki, podkreślmy w jakiej sytuacji znajduje się obecnie ten kraj. Prowadzą oni obecnie dwie wojny obronne (na Ukrainie i w Izraelu), a trzecia wojna z Chinami wisi w powietrzu od dawna.

W takiej sytuacji każdy Amerykanin powinien właśnie być skupiony na bezpieczeństwie oraz potrzebie natychmiastowego zakończenia tych wojen lub nawet wycofania się z nich. Z tym wiąże się wiele zagrożeń więc również powinien być skupiony na rozwoju gospodarczym kraju, który umożliwia zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa w tym inwestycji w wojsko.

Dokładnie to zapowiada D. Trump, może nie wiecie o tym bo może nie mówiono o tym w polskich telewizjach, ale on obiecał Amerykanom, że wybuduje tarczę ochronną dla całego kraju (wybudowaną w Ameryce). Zapowiada rozwój gospodarczy, bo właśnie jest to kluczem do z jednej strony bogacenia się społeczeństwa, a z drugiej strony do właśnie swobody wzmacniania obronności itp.

Odpowiedzą Kamali na to wszystko ma być aborcja jako najbardziej planący problem obecnie...

Aż chce się powiedzieć: co ma piernik do wiatraka?

Czy rzeczywiście aborcja i inne zielone łady są odpowiedzią na najważniejsze wyzwania jakie stoją przed tym krajem??

Myślę, że gdyby 30 lat temu ktoś napisał książkę o takiej przyszłości Ameryki to nikt by w to nie uwierzył, każdy by to uznał za jakiś kompletny obłęd i oderwanie od rzeczywistości i faktycznych potrzeb i wyzwań jakie stoją przed tym krajem. Każdy by powiedział, że to się nie może wydarzyć!

A jednak! Dziś każdy kto chciał - mógł to oglądać na własne oczy tak jak ja to robiłem.


Więc o/za czym były te wybory w Ameryce?

Były z jednej strony za tym, aby Ameryka była "Great Again" i bezpieczna, co stoi w opozycji z tym czym Amerykanie mają do czynienia obecnie za kadencji Joe Bidena (można przytoczyć porażkę, którą trudno porównać do czegoś równie spektakularnego w historii tego kraju, jak gigantyczny blamaż wycofania się ameryki z Afganistanu: Afganistan. Największa porażka Joe Bidena (rp.pl)).

Z drugiej strony były za tym, aby Ameryka dała sobie spokój z bezpieczeństwem, rozwojem a skupiła się na aborcji, uśmiechu Kamali, zielonym ładzie i ogólnie ogromnymi szaleństwami, które obecnie rozprzestrzeniły się na całym cywilizowanym świecie (jak do tego doszło?!?!?), do których zaliczyć można problemy, które nie są odległe również dla Polaków, jak: likwidacja gotówki i własności, likwidowanie samochodów spalinowych, ograniczanie spożywania mięsa, kupowania ubrań, ograniczania lotów samolotów (UE wymyśliło, że bogaci mogą!), zastępowanie tematów bezpieczeństwa kraju i obywateli tematami obyczajowymi czy podbrzusza oraz promowaniu destrukcji gospodarki na rzecz ochrony środowiska (z resztą źle rozumianej) itp.

Zupełnie trafnie D. Trump nazywał to wszystko "to są szaleńcy". No naprawdę trzeba być szaleńcem, aby się z nim nie zgodzić, szczególnie w obecnej sytuacji Ameryki.

W tym sensie wygrana D. Trumpa jest wygraną "normalności" kontra szaleństwa i ogromne porażki obecnej ekipy. Co z resztą wprost mówił na swoich wiecach Trump.

Naprawdę w takich okolicznościach trudno jest nie zgodzić się, że lepszego wyboru nie było.

Można zadać sobie pytanie, dlaczego wygrana Trumpa nie była druzgocząca (jest obecnie znacząca - co o dziwo nie wynikało z badań przedwyborczych), bo przecież każdy kto ma choć trochę rozumu wie np. że skoro już prowadzimy dwie wojny to trzeba sensownie być przygotowanym na wszelkie scenariusze a nie na... aborcję...

Opiszę wam potem jak do tego doszło.

Teraz przytoczę niedawną wypowiedź polskiego sportowca i biznesmena, który powiedział, że chętnie zagłosuje na Kamalę Harris mimo, że rozumie, że jej wygrana będzie oznaczała straty dla jego biznesów. O! I tak ludzie mają narobione w głowach: będę się chwytał żyletki jak tonący, ale nim do tego dojdzie to najpierw kupię zapas żyletek i dobrze je naostrzę!


America Great Again - realne czy nierealne?


No dobrze, obiecywać to jest łatwo, szczególnie w Polsce to dobrze znamy, że w czasie wyborów można obiecywać krótszy czas pracy, sukcesy ekonomiczne a po wyborach można zrobić tylko to co uznaje się za najważniejsze (czyli coś zupełnie innego) (przy okazji wspomnę wypowiedź St. Lema, do której odnosiłem się w jednym z pierwszych postów na tym blogu, z której wynika, że Lem tych zagadnień kompletnie nie rozumiał, bo właśnie uważał, że takie obiecanki nie uchodzą i są złem - źle wtedy ocenił sytuację: Geniusz też może się pomylić... (XI 2007)).

Dlatego zasadnym pytaniem jest: czy Donald Trump ma szanse dokonać to wszystko?

Naprawdę łatwo jest wciskać choćby najbardziej wydumane rzeczy jak choćby właśnie zmniejszenie czasu pracy (choć oni mają zupełnie inne plany przed czym ostrzegam od lat), ale czy są faktyczne szanse, aby je zrealizować w obecnej amerykańskiej sytuacji ekonomicznej czy geopolitycznej...

Okazuje się, że okoliczności sprzyjają Donaldowi Trumpowi np. dzięki nieprawdopodobnie szkodliwej działalności obecnej ekipy. Ponieważ w Polsce się o tym kompletnie nie mówi, wyjaśnię wam jak to naprawdę jest.

To co robi obecna ekipa w Ameryce (podobnie jak ekipa w UE) to wyniszczanie gospodarki i spychanie jej na jakieś absurdalne tory. W takiej sytuacji Trump nie jest jedynie pociesznym amerykańskim świętym mikołajem, który będzie wyborcom wciskał brednie.

Myślę, że Amerykanie go wybrali właśnie dlatego, że jest niezwykle czytelne dla nich, że jest to priorytetowe dla ich kraju oraz jest to realne bo przykładowo wystarczy nie robić tego wszystkiego co robiła ekipa Joe Bidena z Kamalą Harris przy boku
.
Jedną z najbardziej czytelnych kwestii, która jest kompletnie przemilczana w Europie więc pewnie o tym nic nie słyszeliście jest kwestia tzw. czarnego złota. Zaraz jak tylko Joe Biden objął stanowisko prezydenta - wstrzymał amerykańskie wydobycie (!!!).

Cooo??

Takie rzeczy, a nikt wam nie chciał tego powiedzieć...

Dlatego D. Trump otwarcie zapowiadał, że przywróci wydobycie i to jest proste i czytelne dla każdego, że jest to sposób do zabezpieczenia bezpieczeństwa energetycznego kraju oraz do wzrostu gospodarczego (Trump mówił na wiecach, że mają ogromne złoża). Dlatego to nie były czcze gadki i obietnice bez pokrycia.

Należałoby zadać pytanie o co chodziło J. Bidenowi, że to wydobycie skasował... No i dlaczego mu się tak bardzo z tym spieszyło?? (znam odpowiedź na to pytanie, ale to innym razem) To bardzo zły znak, gdy polityk szybko robi coś dewastującego kraj. Prezydentury nie wygrał zapowiadając: "Ja zakręcę kurek! Ja powstrzymam tę rzekę czarnego złota! Głosujcie na mnie!"

Powiem tak: obecna ekipa jest nie tylko szalona (jak zapewniał Trump), ale jest ogromnym wrogiem rozwoju ekonomicznego Ameryki - trudno w to uwierzyć, ale takie są fakty.
Obecnie Amerykanie mocno odczuli to na własnej skórze, widzą na własne oczy co się dzieje w ich kraju, co pomaga wygrać wybory.

W tych okolicznościach wydaje się zupełnie oczywiste, że D. Trump na wiecach obiecywał wyborcom, że rozpocznie nowe odwierty oraz za pomocą czarnego złota będzie napędzał rozwój gospodarki oraz wszelki inny jaki jest obecnie niezbędny.

Jak tu nie zagłosować na Donalda Trumpa?
Jak się ma choć trochę rozsądku to naprawdę nie ma wyjścia.

...choć z drugiej strony jeśli wydobycie zostanie wznowione i zwielokrotnione to może się na świecie nieźle zagotować...

W tym świetle widzicie, że obecna wygrana D. Trumpa nie jest zaskakująca, amerykanie byliby głupi, gdyby wybrali jakąkolwiek inną opcję. Zaskoczeni jesteśmy jedynie tym, że nikt nie przewidywał takiego wyniku wyborów - jednak był on oczywisty.

Po wiecu następującym po zamachu na Donalda Trumpa (właściwie to zwróciło uwagę całego świata na wybory w USA) mówiłem: tam dzieje się jakaś magia. Mój sąsiad mówił mi: ale to wszystko jest wyreżyserowane, nie można o tym zapominać. Ja ja mu odpowiedziałem: tak, pamiętam o tym, ale jak patrzyłem na tych ludzi, którzy mieli łzy w oczach widząc przed sobą Trumpa, który żyje, a nie powinien - to widzę, że to jest coś więcej, tam się rodzi coś niezwykłego.

(co do tej sytuacji pytałem się kolegi z USA, jak to ocenia, czy jego zdaniem było to wyreżyserowane - ale nie potrafił mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na ten temat).

Kamala Harris i jej...


Nie muszę już opisywać, że oferta Kamali Harris była tak jak i ona wyciągnięta z kapelusza w ostatniej chwili. Dlatego nie będę się odnosił do konkretnych postulatów jakie głosiła, bo po pierwsze nie ma co opisywać, a po drugie to co opisałem właściwie kompletnie wystarcza...

Ogólnie można powiedzieć, że demokraci byli naprawdę przyparci do muru, choć tego nie przyznawali i nie mówiło się o tym zbyt dużo na świecie. Zacznijmy od poprzedniej ich kandydatki, czyli skompromitowanej w Ameryce wieloma aferami Hillary Clinton - oczywiście wtedy w Polsce była o tym cisza. Jest nagranie, w którym na ogromnym wiecu przedwyborczym patrzy się w górę tak jakby rozmawiała z kimś... wyglądało to poważnie (co do jej stanu zdrowia).

Dlatego nie jest zaskakujące, że już więcej nie została wystawiona jako kandydat demokratów. Wtedy pojawił się Joe Biden, który był już wtedy leciwym staruszkiem (pamietliwi mówili, że w polityce był od dziesięcioleci, ale sukcesów brak), no trzeba być zdesperowanym, aby ratować się kimś podobnym - choć przyznajmy wtedy był dziarski i dotrzymywał tempa Trumpowi.

W czasie prezydentury Joe Bidena jasne stawało się, że gostek już nie wyrabia. W Polsce była o tym właściwie kompletna cisza, ale w USA mówiło się poważnie, że jak jest 14:00 to Biden z pewnością śpi. Śmiać się możemy, ale ten człowiek miał w rękach wtedy poważny urząd - bardzo poważnego państwa!

Nawiasem mówiąc, nieco go to broni, że te fatalne rzeczy, które obecnie się mu przypisuje to jednak z pewnością robił to ktoś bardziej trzeźwy, choć to rzuca cień podejrzeń na... Kamalę...
    Biden śpi w białym domu na fotelu, chrapie...
    Raptem budzi się: Co... Co się dzieje?
    Kamala: Nic, właśnie zlikwidowałeś wydobycie w Ameryce.
    Biden: Tak? Aaaa....
    i śpi dalej...

W takich okolicznościach ponownie nie ma nic zaskakującego, że wycofano w trybie pilnym Joe Bidena, gdy ten podjął rękawice i wziął udział w debacie wyborczej z Trumpem (choć sztab wyborczy Bidena ponoć był w szoku). Wydarzenie to skończyło się tak, że gdy kamery skierowane na kandydatów się wyłączyły, to dziennikarze w studiu mówili, że demokraci muszą zmienić kandydata...

Przy okazji pokazuje to, że owi "dziennikarze" trzymali stronę Bidena, więc nie chcieli otwarcie przyznać, że to ostatnie wystąpienie Bidena było katastrofą, więc mówili o musie wymiany kandydata przez demokratów.

Tak się też stało, została wytypowana w sposób błyskawiczny przyboczna Bidena, czyli Kamala Harris. Nie jest to w USA żadną tajemnicą, że jest to osoba znacznie bardziej lewicowa od Bidena, działaczka społeczna, mająca ostre przekonania, które w Polsce z powodzeniem można nazwać komunistycznymi. Oczywiście w Polsce z telewizji się tego nie dowiedzieliście.

Jej pojawienie się było ogromnym zastrzykiem energii w biegu do białego domu, większość mediów w USA było nią zachwyconych, a u nas w Polsce TVP INFO, TVN również pokazywały ją jako istotę niemal boską, która wygra wybory. Kamala Harris ma sprytny plan. Tak chce odebrać głosy Donaldowi Trumpowi (wiadomości.gazeta.pl)


Rzeczywistość zaczęła się wymykać tej kreowanej przez media, kiedy okazało się, że Kamala jest nieco podobna w sposobie rozumowania do naszej wydawałoby się niezastąpionej Małgoni Kidawy-Błońskiej (tu możecie zobaczyć, że to ja bardzo wcześnie obnażyłem prawdę o tej osobie, która przypadkiem jest przyjaciółką mojego znajomego: Bez problemu - ja Wam pomogę! (V 2015)).

W tym momencie świadomi sytuacji demokraci zaczęli ją chronić, Kamala nie dawała wywiadów, a te co dała, pokazywały coraz dobitniej kto to tak naprawdę jest. Dlatego co dziwne dla Ameryki, nie było tutaj wielu debat wyborczych itp. Dla demokratów jest to zrozumiałe, bo jedna debata obnażyła słabości kandydata demokratów tak, że został usunięty (schowany do kapelusza), to nie można było sobie pozwolić na powtórkę tej sytuacji w tak krótkim odstępie czasu bo byłaby to największa możliwa katastrofa, choć jak dziś wiemy katastrofa była i tak nieunikniona, choć przynajmniej szefowie sztabu wyszli z twarzą z tej kompromitacji (no może nie do końca).

Nie zaskoczy to nikogo, że z tej sytuacji nabijał się D. Trump, bo na swoich wiecach wytykał jej, że na wiecu zepsuł się jej prompter i zamilkła... sugerował między słowami, że z pustego to i wyborczy macher nie naleje:P

Nawiasem mówiąc, faktycznie Donald Trump świetnie sobie radził na wiecach, miał kontakt z ludźmi (czego nie potrafiła Kamala, co np. widać to było zaraz po poparciu Beyoncé jak ludzie zaczęli wychodzić - jakiś kosmos) u niego kompletnie nie istniał taki problem, że prompter się zepsuł - naprawdę tak było, widziałem to na własne oczy (w transmisji przez ocean).

Jednak Kamala miała bardzo duże poparcie i wsparcie, zebrała błyskawicznie znacznie więcej kasy na kampanię niż Trump (ponoć 1 mld dolarów w ~80 dni). Finansowo miała wsparcie dużych corpo, a medialnie wspierała ją większość amerykańskich (i Polskich) mediów. Nawiasem mówiąc, też się o tym za bardzo nie mówiło, że taka podmiana kandydata w trakcie trwania kampanii wyborczej jest w stanach niemożliwa, nie zgłębiałem tego tematu, ale jakoś udało się to demokratom obejść i nawet zbierać kasę na nową kandydatkę.

Gdy okazało się, że Kamala sama nie wystarcza, rozpoczęło się promowanie kandydatki demokratów za pomocą celebrytów (oj jak ja to lubię - mamy kandydata do niczego to wesprzyjmy go cwelebrytami!;)). No skoro ona nie potrafi sama powiedzieć czegoś z sensem to pokażmy ją wyborcom wraz ze znanymi twarzami, które są powszechnie lubiane.

Warto tutaj wspomnieć o Stevie Wonderze, który prywatnie jest zupełnie inną osobą niż się nam wydaje odsyłam do dokumentu o nim. Potem pojawiły się kolejne celebrytki jak Beyonce i Taylor Swift - ze względu na to, że cenię rozum również u kobiet to straciły one w moich oczach (też należą do tych co ostrzą żyletki??).

Aby nie być gołosłownym, u nas w Polsce również o tych wszystkich wydarzeniach było głośno, panował podobny zachwyt i niezdrowe promowanie Kamali, oto przykład: Politico: jego poparcie dla Kamali Harris ważniejsze niż Beyonce i Taylor Swift (TVN24).

Wg. TVN24 poparcie celebrytów było ważniejsze od tego wcześniejszego, a mimo to amerykanie nie dali się na to nabrać. Ogólnie głupia sprawa, gdy kandydatka nie jest przystawiana do mikrofonu bo nie ma nic do powiedzenia, więc mają ją promować ci co z mikrofonem są za pan brat;) Kontrastowało to z samodzielnie działającym i broniącym się Donaldem Trumpem.

Kandydat republikanów, nawet w jednym z wystąpień nawiązał do tego, mówiąc "my nie potrzebujemy (kosztownego) wynajmowania celebrytów, aby wygrać" i faktycznie nie stawiali na to, choć działań czysto PRowskich nie brakowało - jednak były one w punkt, a komentatorzy podchwytywali temat, że Kamala tak po prostu nie potrafi.

Kwestia kosztów też była tutaj istotna, Kamala zebrała masę kasy (ale nie dlatego, że była świetna, tylko dlatego, że jest popierana przez bardzo wpływowe siły działające w USA) i wydawane były te środki w sposób możliwie sensowny. Choć właśnie sama kandydatka sobie z tym nie radziła, najbardziej obnażającym był ten przykład, gdy po wyjściu Beyoncé bredziła coś (wręcz krzyczała), że coś się dzieje przed budynkiem, gdy ludzie byli wzburzeni i rozczarowani, że nie odbędzie się koncert artystki do tego stopnia, że zaczęli wychodzić. To nie był koniec kompromitacji, ale dam już jej spokój.

Tymczasem Donald Trump zaskoczył mnie pozytywnie, bo pomimo tego, że jest przecież bardzo bogatym człowiekiem, nie stawiał na bezsensowne trwonienie kasy na jego kampanię - naprawdę każdy kto zna się na psychologii byłby tym zaskoczony. Jednak Trump właśnie doskonale sobie radził w relacjach z ludźmi, ma on taką cechę, że przeciętny Amerykanin chętnie mu zaufa - widać to było np. w tej świetnej akcji w fastfoodzie. U bogaczy to naprawdę trudno takich ludzi znaleźć. Może właśnie Trump ma świadomość swoich zdolności i po prostu wie, że nie musi wydawać kasy, skoro sam sobie da radę.

Co ciekawe Kamala przedstawiała siebie w tej kampanii właśnie jako zwykłą dziewczynę nie będę teraz wchodził w szczegóły, w każdym razie kompletnie sobie nie radziła, jej próby zjednania sobie ludzi kompletnie nie wypalały, a na tle sędziwego już Trumpa wypadała blado i nieszczerze. W sensie zdolności interpersonalnych ma ona duże braki, które było w tej kampanii widać jak na widelcu (może to są jakieś inne braki, ale to nie jest tekst o psychice tej kobiety).


Gra się jednak tutaj toczyła o znacznie ważniejsze rzeczy, tak jak mówiłem były to wybory między budowaniem silnej, dostatniej i wpływowej ameryki kontra sabat czarownic, mających w nosie bezpieczeństwo kraju (nie rozumiejące tego po prostu) gotowych wprowadzić w kraju kolejne szaleństwa w rodzaju facetów w damskim sporcie itp. a przecież nie są to najważniejsze obecnie kwestie dla tego kraju. Przykład ten nie jest przypadkowy, Donald Trump mówił otwarcie, że to szaleństwo ukróci, używał często takich argumentów, że faceci biją kobiety na ringu itp. to szaleństwo i on to zakończy - tymczasem społeczeństwo amerykańskie wydaje się faktycznie nieco zmęczone tego typu wybrykami, które tylnymi drzwiami wdzierają się wszędzie.

Czyli oferta demokratów była lewicowa, która w mojej ocenie kompletnie wymijała się z faktycznymi oczekiwaniami amerykanów, którzy codziennie zmagali się z faktycznymi problemami ich kraju, a nie wydumanymi bzdurami. Próbowano to upiększać za pomocą cwelebrytów - jako taki chwyt, ale na szczęście nie zadziałał, zaskakujące, ale D. Trump wygrał w sposób znaczący, choć jak podkreślam zbyt mało znaczący jak na faktycznie wyzwania jakie stoją przed tym krajem, a nawet światem.

Przedstawia to bardzo słabo ofertę demokratów: kiepscy kandydaci, puste głowy i lukrowanie rzeczywistości, z nadzieją "a może się uda". Bo jak to inaczej ocenić?

Dlatego od dawna stosowali oni tutaj bardzo, bardzo brudne zagrywki - postawili na prowadzenie wojny ze swoim własnym społeczeństwem (która to wojna nawet do Polski się przedostała), kolejnym walczącym o słabego kandydata ze słabym przekazem - były redakcje największych graczy na rynku, "dziennikarze" odwalali brudną robotę.


Donald Trump mówi jak Hitler, Stalin...


Od samego początku jak tylko zaczął kandydować Donald Trump i osiągać sukcesy za pierwszym razem, "dziennikarze" robili z niego największe zło. Bardzo spolaryzowało to społeczeństwo i szybko pojawiły się liczne protesty amerykanów, gdy ten faktycznie stał się prezydentem. Podburzeni ludzie byli przerażeni co zrobi z ich krajem D. Trump. Jednak tak naprawdę to była tylko wojna domowa wyczarowana jako odpowiedź na wygraną jakiegoś dziwnego Trumpa.

Od tamtego czasu to ile pomyj zostało wylanych na tego człowieka tylko dlatego, że śmiał wygrać w wyborach z kimś tak zacnym i pełnym cnót jak Barack Obama czy Hillary Clinton to się tego nie da opisać. Dlatego bardzo mocnym, stałym przekazem Trumpa jest w tzw. fakenews. Trump podkreśla, że to są zwykli kłamcy, którzy zamiast zajmować się dziennikarstwem, po prostu szczują i zmyślają.

To się nawet potwierdziło w faktach, gdy znienacka opublikowano niemal prywatne nagranie, w którym jeden z pracowników lewicowego CNN, przyznawał, że to co oni w redakcji mówili złego o Trumpie to były kompletne brednie wymyślane na poczekaniu, tylko po to, aby mu możliwie mocno zaszkodzić - do jakich czasów myśmy dożyli!

Można sobie tutaj wyobrazić taką scenę z komiksu Tytus Romek i A'tomek, gdzie panowie redaktorzy wchodzą do specjalnej sali, w której znajduje się wielka ręka, a następnie ustawiają się w kolejce, wchodzą na drabinę, przysysają się do wielkiego palca i wysysają z niego sensacyjne wiadomości o Donaldzie Trumpie!;)

Jednak nie dajmy się zmylić! Walka tego typu jest prawdziwą walką, co prawda krew się nie leje (choć ten co strzelał - chybił i krew się lała) to jest to bardzo poważna i niebezpieczna wojna informacyjna. Oczywiście ktoś, kto musi wymyślać złe informacje o swoim przeciwniku politycznym, tak na prawdę po prostu nie ma argumentów. Jak nie ma argumentów to używa agresji.

Tej agresji przeciwko Trumpowi na całym świecie nie brakowało. Chyba wygrana nieudolnego Joe Bidena w Stanach była odpowiedzią na to, że jednak część społeczeństwa uwierzyła, że oni na serio mają jakąś wiedzę o Trumpie i jego środowisku. Choć powiedźmy sobie szczerze, czy to możliwe, że tak dużo redakcji miało jakieś niezwykłe zdolności w tym aby rozpracować Trumpa i pozyskiwać na niego haki? Zwykle powinno być to jakoś wyrównane, że jedni mają inni nie, inni się wahają, zachowują jakąś wstrzemięźliwość - na zasadzie - podajemy ale są to kompletnie niepotwierdzone informacje - a tu nie, atakowany był w sposób bardzo agresywny i zmasowany!

Należy pamiętać, że tacy 100% agresywni "dziennikarze" czasami nazywani cynglami tak naprawdę wzbudzają bardzo, bardzo niebezpieczny zamęt, warto zdać sobie sprawę, że taka postawa jest antypaństwowa bo atakuje głowę (lub przyszłą głowę) państwa i to nie dlatego, że ta nie zasługuje na władzę, ale dlatego że został wydany na nią wyrok (pytanie przez kogo - że tak się słuchają?!?).

Jest to też postawa niepatriotyczna, bo agresywna i nielogiczna - tacy cyngle atakują tak naprawdę swój kraj, czyli również swoje rodziny, a nawet samych siebie!
Zło jest nielogiczne.

Bardzo ważnym argumentem jest również to, że agresja jaką się publikuje i podjudza jest również bardzo istotnym atakiem na demokrację, ponieważ integralną częścią demokracji: jest obierana władza, wymiar sprawiedliwości oraz wolni dziennikarze. Tacy dziennikarze nie są wolni (wykonują czyjeś zlecenie atakowania danego polityka), więc im bardziej mamy do czynienia z taką agresją medialną tym bardziej nie działają kluczowe filary demokracji!

W ostatnich dniach głośna stała się publikacja żony "naszego" (kurka wodna....) ministra, na podstawie której utworzyłem tytuł tego rozdziału, która wpisuje się już 100% w ten hejt. Prawo Godwina, mówi że jak do takich wyzwisk dochodzi to znaczy, że osiągnęliśmy już maksymalny poziom irracjonalności debaty, przesady, a w tym wypadku agresji na niewinnego człowieka (bo trudno powiedzieć, że Trump ma na rękach krew milionów ludzi z różnych państw, właściwie to fakty przemawiają za tym, że jest niezwykle pokojowym prezydentem).

Wracając do przykładu jaki przytoczyłem na początku posta: mamy sąsiada, który uwierzył komuś, który usłyszał/przeczytał gdzieś, że Donald Trump zapowiada wprowadzenie totalitaryzmu w Ameryce. Jest to bardzo podobny argument, z serii Stalin czy Benito Mussolini.

Kompletny absurd tej sytuacji jest taki, że 1. amerykanie pewnie by go nie wybrali gdyby zapowiadał coś podobnego 2. nawet gdyby faktycznie zaczął robić jakieś krwawe czystki to miałby przeciwko sobie kongresmenów itp. Argument, że Trump jest jakimś oderwanym tworem od republikanów, który by walczył z nimi a oni z nim po objęciu władzy jest koooompletnie odjechany i chory.

Podsumowując: Trump jest bardzo pokojowo nastawionym prezydentem, chciałby zakończyć wszystkie wojny (pytanie jak?! A to dobre pytanie...), w jego wypowiedziach nie ma nic z Hitlera czy Stalina - jego przekaz jest bardzo pokojowy, stonowany, żartobliwy - taki zwyczajny jak to w amerykańskich wyborach. Nie zapowiada on również żadnego reżimu, chce ameryki silnej ekonomicznie, chce zdrowej rozwijającej się gospodarki - jego przekaz jest w 100%: pokojowy, propaństwowy, proamerykański i pozytywny.

W tych atakach jest też zawarta bardzo podła manipulacja otóż nie zarzuca się mu to, że on robi coś złego (przykładowo mamy nagranie gdzie spotyka się z niebezpiecznymi ludźmi i z nimi coś planuje - jakiś zamach stanu itp.), ale że mówi jak Stalin lub Hitler.

Kluczowe w tym jak oceniamy polityków jest nie to co oni mówią, ale to co robią, dlatego atak na to, że mówi zdaniem kogoś tam w sposób nieodpowiedni jest kompletną bzdurą. Oczywiście (niemal) cytowana tutaj znana osoba jest z pewnością personą inteligentną więc nie możemy zakładać, że tego nie wie czy nie rozumie. To jest ohydne bo zakłada, że ktoś może nie zauważyć tego niuansu.

Kolejnym istotnym tutaj zagadnieniem jest to, że chyba zatraciliśmy to czym jest reżim czy władza totalitarna (ale to bardzo typowe bo agresja opiera się zawsze na totalnych absurdach i nieprawdzie). Po pierwsze dany polityk musi mieć cechy do tego, aby takim "zimnnym carem" się stać, co tutaj kompletnie nie ma miejsca - jestem w stanie zrobić kilkugodzinną prelekcję o psychice D. Trumpa i z pewnością nie byłoby to miłe dla niego (mógłbym nawet używać cytatów bo się go nasłuchałem), ale nie jest to człowiek, który idzie po władzę aby np. rozlewać krew swoich wyborców, czy zamykać/zsyłać te hieny dziennikarskie - a należy im się, choćby w imię demokracji - w końcu amerykanie chcą demokracji czy nie??

Kolejną kwestią jest to, że władza totalitarna tak naprawdę nie opiera się o przywódcę, ale ważniejsze jest stworzenie aparatu władzy, polityków którzy są wiernie oddani przywódcy lub partii. Jeśli są w stanie dla partii zrobić wszystko włącznie z morderstwami i innymi bandytyzmami - to tu jest przeogromne zagrożenie, że władza ta nie cofnie się przed niczym. Wiąże się to nierozłącznie z tym kto jest dobierany do rządu, ministerstw, wojska i policji.
W takich partiach na front wystawia się ludzi tzw. sterowalnych, albo kompletnych idiotów (historycznie wystawiamy ludziom dziecko jako króla bo jest prawowitym następcą, ale za młodym, a w to miejsce mądrzejsi rządzą z zaplecza w sposób niewidoczny). Odczytać to można w ten sposób, że jeśli w danym rządzie jest masa totalnych niemot, którzy nie rozumieją co się dzieje i co mówią to zagrożenie, że jest to rząd totalitarny wzrasta z każdym z nich w sposób drastyczny.

Można tu zrobić pełen wywód psychologiczny, o mocno zaburzonej psychice przywódcy partii, który całkowicie nieprzypadkowo dobiera sobie polityków jako jego prawe (i lewe) ręce. Osoba o poważnych zaburzeniach psychicznych nie potrafi wybrać do takiej roli kogoś kto nie będzie posłuszny. Oczywiście w tle takich doborów rozgrywają się często dramaty czy nawet zbrodnie oraz bardzo typowe marginalizowanie lub niszczenie stronnictw, które są zbyt autonomiczne.

Hej - "dziennikarze"! Co wy tak naprawdę robicie??
Macie nas za takich durni, że damy się nabrać na te wasze manipulacje??

Niestety... Mamy tutaj do czynienia z ogromną rzeszą "dziennikarzy" właściwie ordynarnych hien, które na D. Trumpa nadają od wielu lat. Nazywanie tego ogromną machiną nie jest przesadą.


Zerknijmy na nasze podwórko: rano, gdy Donald Trump wygłaszał mowę zwycięską, która jest stałą ceremonią w USA (co ciekawe Kamala odwołała swoją Trump triumfuje, Harris milczy. Przemówienie dopiero jutro (TVN24) - co jest złamaniem tego obyczaju, mimo że teoretycznie cały czas mogła wygrać i nawet szef jej komitetu wyborczego właśnie do tego nawiązywał na konferencji, że głosy są jeszcze liczone itp.), ja włączyłem TV, aby zobaczyć co się u nas dzieje odnośnie tego wydarzenia (mówię o 6 listopada br.).

Wszystkie kanały informacyjne chyba na żywo transmitowały to wydarzenie. Na TVN24 właśnie kończono transmisję i odezwały się głosy w studiu, choć jeszcze obraz był z Ameryki. Jakaś spikerka sparafrazowała słowa, które właśnie wypowiedział Trump (mówił o ogromnym ruchu społecznym, który nie ma sobie równych w historii kraju, jego zwycięstwie itp.) mówiąc: Sukcesem Trumpa jest to, że nikogo nie obraził w tym wystąpieniu.

O!

Co za jad się wylewa z TVNu... Kurka wodna niby amerykańskiej telewizji... choć podobno niedługo jeszcze...
Nie oglądam tak marnych "dziennikarzy" bo tracą mój czas, ale domyślać się można, że oni tak cały czas: najpierw szklanka jadu, a potem relacjonujemy poczynania Trumpa w czasie kampanii.

Przyjrzyjmy się jakie są fakty, a nie kłamstwa TVN-u. Przesłuchałem masę wieców Donalda Trumpa w ostatnim czasie i nie przypominam sobie sytuacji, w której on kogoś obrażał czy wyzywał, natomiast ta "dziennikarka" sugerowała, że sukcesem jest, że tego tym razem nie zrobił...

Ich zdaniem sukcesem jest to, że nie zrobił tego co nigdy nie robił...
To jest telewizja dla kompletnie bezmyślnych...
U nich to nie pierwszyzna - przeczytajcie sobie posta, w którym relacjonowałem co kiedyś nadawali zupełnie poważnie przez całą noc: Znów masakra, znów winne gry.

Zwykle walki polityczne w Ameryce są bardzo burzliwe, wyzwisk nie brakuje, a już sugerowanie, że oponent jest niespełna rozumu nie jest niczym niespotykanym. Jednak na tych wiecach, Trump był bardzo rzeczowy, mówił o konkretnych zagadnieniach, przywoływał problemy zwykłych ludzi, albo firm, albo jakieś sytuacje o większym znaczeniu geopolitycznym. Do jakiś awantur to między politykami dochodzi na debatach telewizyjnych, a nie na tego typu wystąpieniach, gdy jeden cieszy się, że wygrał i to oficjalnie ogłasza, a drudzy tradycyjnie gratulują zwycięzcy, dziękują wyborcom i zapowiadają przyszłą współpracę w tworzeniu lepszego jutra dla całego kraju.

Ohyda ten TVN...

Warto podkreślić, że jeśli mamy być zgodni z faktami to kilka dni temu to Joe Biden w nie do końca jednoznacznych słowach, ale jednak wyzwał zwolenników Trumpa od "śmieci", ale "dziennikarka" pewnie nie kończy wypowiedzi Bidena słowami, że dobrze że tym razem jakiejś społeczności nie obraził...
Źr. Kontrowersje wokół wypowiedzi Joe Bidena. Co miał na myśli mówiąc o „śmieciach”? (www.rp.pl).


"Niestabilny" Trump miażdży Harris. Dr Oczkoś: Nie przeszkadza ani wiek, ani charakter


Zaraz przełączyłem i tym razem było to TVP Info, tam też szczuli jak trzeba! W tej roli występował redaktor, który jak mniemam wcześniej relacjonował na żywo wystąpienie Trumpa, a wtórował mu w tym nie kto inny jak G. Schetyna. Oczywiście z jego typowym uśmieszkiem - sączył jad.

Właściwie to jest to bardzo głupie, nic nie znaczący polityk, od dziesięcioleci marginalizowany w swoim środowisku, naśmiewa się z człowieka naprawdę potężnego, który zaraz będzie prezydentem kraju, od którego cały czas zależy bezpieczeństwo całego regionu, w którym się znajdujemy...
To takie małe... szczeniackie...

Gdzie my żyjemy...

Swoją drogą jest to niebezpiecznie dziwne, że ludzie odpowiedzialni za brutalne walki polityczne w Ameryce mają swoje wierne sługi w większości telewizji w naszym kraju... teoretycznie nie powinno to nikogo obchodzić tak daleko od ameryki, a tu jednak czują się w obowiązku przenieść w 100% to co się dzieje w Ameryce...
To jest bardzo natrętne! Oni uparcie chcą obrzydzić obraz Trumpa w naszych oczach - zupełnie tak jakby to miało jakieś znaczenie czy w Polsce popiera Trumpa 10% społeczeństwa czy 60%.

Niebezpieczne...


Co możemy z tym zrobić?


Moja rada na ten hejt i te brednie wysysane z ogromnego palca jest jedna: ci ludzie was obrażają, próbując wam wcisnąć kity jako rzetelnie relacjonowaną prawdę! Nie oglądajcie ich więcej! Szkoda czasu!

Co gorsze takie mieszanie nam w głowach jest bardzo niebezpieczne. Co prawda nie możemy być ich sługami i zniszczyć Ameryki, bo to za daleko, ale ma to konsekwencje psychologiczne. Po pierwsze zaczynamy żyć nie w rzeczywistości, ale w rzeczywistości wymyślonej przez kogoś kto walczy z Trumpem (czyli agresja kogoś staje się naszą rzeczywistością).

Po drugie mieszanie w głowach w tym, mącenie co jest prawdą, a co nie - ma fatalne konsekwencje włącznie z praniem mózgów, czy jedną z najbardziej podstępnych i niebezpiecznych form ataku psychicznego tzw. gaslightingiem, który w pewnym stopniu opiera się na tworzeniu nieistniejącej rzeczywistości w mózgu ofiary. Jeśli mówimy o ofierze ataku psychicznego to warto wspomnieć np. o syndromie sztokholmskim i innych w sensie tworzenia się absurdalnych i autodestrukcyjnych zachowań czy relacji, które tutaj budowane są w skali społeczności wystawionej na działanie danej np. telewizji propagandowej.

Czyli poważne konsekwencje psychiczne niszczą nasz dobrostan (Wikipedia), stajemy się podatni na różnego rodzaju ataki. Dlatego unikanie takich źródeł wpływu jest nie tyle moją radą - co OBOWIĄZKIEM!

Chrońmy się!

...a Donaldowi Trumpowi gratuluję zwycięstwa, to była bardzo trudna walka. Oraz sukcesu w walce z zakłamaną konkurencją i hienami dziennikarskimi!;)


Update:
Napisałem tutaj, że Joe Biden był w polityce amerykańskiej od dziesięcioleci, jednak nikt nie zna żadnych jego sukcesów. Myślę, że jest to bardzo pouczające, aby takich polityków nie wybierać sobie na głowę państwa, myślę że fatalna w skutkach jego prezydentura powinna być ostrzeżeniem dla każdego, aby nie powierzać takich funkcji osobom, które nie są zdolne do sprawnego, skutecznego działania, które nigdy nie wykazały się inwencją w kwestiach, które mogą wpłynąć na usprawnienie lub istotny rozwój kraju.

W końcu miał szanse przez dziesięciolecia pokazać kim jest, a tak to były to dziesięciolecia stracone dla Ameryki...

Brak komentarzy:



Jeśli nie jest zaznaczone inaczej (lub nie jest zaznaczone wcale) zamieszczone ilustracje pochodzą z Wikimedia Commons lub są mojego autorstwa.


Ta strona używa cookies oraz innych technologii Google (i innych firm w specjalnych dodatkach po prawej stronie) w celu prawidłowego działania tej stronki (jej elementów jak np. ankiety, reklamy itp.) oraz zbierania statystyk. Korzystanie z tego bloga powoduje zapisywanie typowych plików na Twoje urządzenie (np. komputer, tablet itp.) o ile w ustawieniach przeglądarki nie zmienisz tego.

W UE się ludziom w głowach przewraca, więc dla świętego spokoju zamieściłem to absurdalne ostrzeżenie...