W połowie bieżącego roku odbyły się wybory prezydenckie, w których wybraliśmy siódmego prezydenta. Wybory inne niż wszystkie wcześniejsze pod wieloma względami (np. tutaj była o tym mowa).
Jednak ostatecznie okazało się, że wybory zamieniły się w takie masowe szkolenie społeczeństwa z zakresu psychiatrii - szok, ale naprawdę tak było!
Najciekawiej było na początku, kiedy kandydatów było bardzo wielu. Wtedy prawie każdy kandydat starał się skupić na sobie uwagę oraz zabiegać o wyborców.
Szczególnie to ostatnie było sporym (i miłym) zaskoczeniem, bo po zaoraniu i zwasalizowaniu największych mediów w Polsce (TVP, TVN i POLSAT - np. Szef RMN: TVN i Polsat to infrastruktura krytyczna (www.wirtualnemedia.pl)), widz był już znudzony tym, że politycy jedynie na niego warczą, wrzeszczą i wymagają z poczuciem niczym nieuzasadnionej wyższości intelektualnej i moralnej - a tu raptem taka zmiana, z agresji do kultury, uprzejmości, a nawet chcę podkreślić niektórzy naprawdę mieli coś do powiedzenia, więc można sobie było usiąść przed TV i posłuchać;)
W takich okolicznościach i takiej agresji i jadu jaki się do dziś leje z mediów (również tych w necie), taka zmiana to wprost szok poznawczy!
Nie dziwi więc, że Polakom się bardzo wybory podobały, a debaty organizowane przez różne ośrodki medialne cieszyły się naprawdę dużą oglądalnością, o której mogą jedynie pomarzyć najlepsze programy tych stacji z wcześniejszego okresu.
Szkolenie psychiatryczne w praktyce
Nikt nie zamawiał, a to właśnie otrzymaliśmy. Oczywiście przeciętny Polak nie jest w stanie o psychiatrii powiedzieć absolutnie nic, nawet nie zadając trak "trudnych" pytań jak: ile rozróżniamy rodzajów narcyzów lub czym się różni histrioniczność od histeryczności :P
Tymczasem z zaskoczenia, czy ktoś ma pojęcie czy tylko mgliste, mieliśmy tak piękne szkolenie psychiatryczne, że aż miło było popatrzeć;)
W uproszczeniu można powiedzieć, że politycy zaczęli do nas mówić ludzkim głosem, więc po wylewie w TVP, TVN i POLSATcie: buty, arogancji, agresji (a w TVP nawet przemocy) i morza kłamstw - raptem zawitała do debaty normalność (w obu znaczeniach).
Kontrast miedzy jednym a drugim był kolosalny i właśnie ten kontrast w Polakach rodził tak pozytywne emocje. Na tym kontraście również oparte było to szkolenie psychiatryczne - takie praktyczne, studium przypadku :P
Im bardziej zagłębialiśmy się w rozpoznanie różnic w tym kontraście tym lepiej poznawaliśmy praktyczne zagadnienia psychiatrii.
Otwarcie należy tutaj zaznaczyć, że po prostu część z kandydatów ma małe lub większe, a nawet poważne zaburzenia psychiczne - mówiąc otwarcie (potocznie) są kompletnymi psycholami. Ale jak to zwykle bywa, po niektórych nie było tego widać - bo oni właśnie tak się kamuflują, jednak do czasu i tutaj właśnie ponownie mieliśmy bardzo pouczające szkolenie praktyczne, że ktoś kto się nam zdawał normalny, to przecież nie przestał nim być w czasie debaty prezydenckiej, tylko wreszcie mogliśmy go poznać i dostrzec to czego wcześniej nie było widać.
W tych wyborach był jeden z kandydatów, który wywoływał najostrzejsze reakcje tych, którzy są całkowicie normalni i ponownie było to zachowanie właściwe i można w tym kontekście powiedzieć "zdrowe".
Otóż jeden z kandydatów okazał się taaaakim psycholem... na naprawdę bardzo poważnym stadium zaawansowania, tak zaawansowanym, że od siebie wszystkich odstraszał (włącznie z innymi kandydatami, czy dziennikarzami). Tak w ciemno mogę powiedzieć, że najprawdopodobniej jest na co dzień niezwykle niebezpiecznym człowiekiem i to w pełnym znaczeniu słowa "niebezpieczny".
Tu warto obalić pewien mit, że człowiek ciężko chory psychicznie to taki: milutki, bezbronny "dzieciak" z pustym uśmiechem - o jaki byłby świat piękny, gdyby tak było! Problem polega na tym, że z jednej strony to właśnie są to super niebezpieczni ludzie w tym sensie, że bardziej niebezpiecznych psychiatria nie zna, a z drugiej strony, że niestety oni skupiają się na tym, aby właśnie wchodzić między normalnych i mącić im życie - co niezwykle komplikuje nam wszystkim spokojne funkcjonowanie (bo musimy sobie z tym np. radzić).
Inną kwestią jest to, że tzw. psychofag garnie się do tłumów ludzkich oraz do tego, aby nimi rządzić, co się przekłada na ponadprzeciętną ich reprezentatywność w polityce, czy na wysokich stanowiskach w corpo (czyli dla nas są wyzwaniem - naprawdę na co dzień).
Po drugiej stronie mieliśmy ludzi całkiem normalnych, otwartych, niezakłamanych, sympatycznych, którzy mają wiele do powiedzenia (pomysły, rzeczy którymi mogą sobie nas "kupić"). Mimo że wielu naprawdę świetnych kandydatów odpadło w pierwszej turze, jestem całkowicie pewien, że zapadli w ludzkiej pamięci.
Nawiasem jeden z nich właśnie w tym czasie powiedział, że Polska polityka upadła tak nisko, że musimy wprowadzić badania psychiatryczne kandydatów, bo sytuacja jest dramatyczna - i ja oczywiście całkowicie się z tym poglądem zgadzam. Za dużo się w ostatnich latach naoglądałem chorych, patologicznych kłamców, zapatrzonych w swoją wspaniałość dużych dzieci (nawiasem mówiąc patologiczny kłamca i zapatrzony w siebie jest odrzucającym agresorem, bo ani jednego ani drugiego epatowania nie zamawialiśmy. Specjaliści tutaj mówią o upartym "przekraczaniu naszych granic" jako sposobie funkcjonowania takich ludzi).
Byli też kandydaci, którzy są "letni", tzn. za zupełnie normalnych ich uznać nie można (bo da się ich zdiagnozować), ale radzą sobie bardzo dobrze np. niekoniecznie chcą nam kłamać, czy też być wobec nas agresywni (w taki czy inny sposób - a z tym jest problem bo najczęściej ludzie nie rozpoznają wszystkich rodzajów agresji).
Jeszcze inni obdarzeni sporą dawką narcyzmu byli tak mili i przekonujący, że nawet potrafili zyskać sympatię wyborców nawet pomimo braku szans na wygraną.
Szczególnym przykładem był jeden z kandydatów, który ponoć (choć ja w to nigdy nie wierzyłem i miałem rację jak się dziś okazuje) miał szanse zdobyć wysokie miejsce. Uznano, że trzeba na tym "instrumencie" zagrać - ale jest to instrument obusieczny - jeśli ktoś się szykuje na wygraną, to hieny i kanalie rzucą się właśnie na niego.
Tak właśnie się stało, jakiś funkcjonariusz na żądanie jakiegoś przestępcy - pewnie premiera, doszperał się, że ma papiery na to, że on ma zdiagnozowany Zespół Aspergera. Bardzo szybko znalazła się hiena dziennikarska, która podała to usłużnie do publicznej wiadomości...
Tak to kanalie (to też jest do zdjagnozowania, ale ma trudne psychiatryczne nazwy), przestępcy i hieny starały się namieszać w tych wyborach (z punku widzenia samej demokracji to takie działania są całkowicie niedemokratyczne i zwrócone przeciwko państwu, w którym dane wybory się odbywają, no ale z kanaliami i przestępcami się nie dojdzie do porozumienia, bo przecież właśnie to ich odróżnia od normalnych ludzi - wiec nie staną się normalni tylko dlatego, że ktoś ich do tego przekona... cały czas będą sobą).
Nooo... odrażający numer wykręcili mu wyciągając takie informacje o stanie zdrowia na światło dzienne (bo pamiętajmy, że wprowadzenie obowiązkowych badań dla kandydatów nie jest równoznaczne z publikowaniem wyników badań!), ale widocznie te ludzkie karykatury były naprawdę bardzo przestraszone, że wygra.
Ten właśnie kandydat, ostatecznie nie wygrał, ale ustosunkuję się do jego problemów. Oglądałem go bardzo uważnie i bardzo dobrze sobie radził przed kamerą, choć popełniał błędy, których inni kandydaci nie popełniali - a ja ma mu tych błędów nie zapomnę, bo w mojej ocenie zrujnował sobie wszelkie szanse na zwycięstwo.
Tu jednak pojawia się ciekawostka, mój brat powiedział, że przypadkiem znalazł się na jego wiecu w jakimś mieście. Podkreślił on, że robi fatalne wrażenie na żywo (a nie przed kamerą), że to co zobaczył było płaskie i bez polotu. Właśnie tutaj widzimy różnicę pomiędzy innymi kandydatami, którzy nie popełnialiby takich błędów jak on.
Jednak to go przecież nie wyklucza z życia politycznego, szczególnie że mieliśmy nie raz osoby które nie były "medialne" a były premierami nie raz i nie dwa razy! (wielokrotnie opisywałem takie przypadki na tym blogu).
Jeśli mówimy o kandydatach, którzy straszliwie zdruzgotali sobie potencjał osiągnięcia naprawdę wiele przy okazji wyborów, to takim czarnym koniem tej "malinowej" konkurencji był Artur Bartoszewicz (doktor nauk ekonomicznych i wiele więcej). Widziałem jego wcześniejsze wystąpienia w internecie i był tam idealnym kandydatem: z wiedzą, z dużym poczuciem humoru (w tym dystansie i luzie w kontaktach medialnych), dużą świadomością obecnej sytuacji na świecie - coś niesamowitego, bo innych kandydatów zjadał na dzień dobry. Tymczasem w czasie trwania wyborów wypadł... hmmm... powiedzieć, że źle to nic nie powiedzieć...
Wszyscy ci, którzy go wcześniej nie znali, nie mieli nawet pojęcia, że np. w wiedzy czy ilorazie inteligencji to inni kandydaci nie mieli z nim szans. A tak to teraz pewnie mało kto go pamięta.
Główne starcie
Tu skupię się na najciekawszym psychologicznie przypadku, który w 100% jest zaburzony (z resztą pisałem o tym może nie wprost, ale już lata temu mogliście przeczytać o nim na tym blogu).
Na wstępie przypomnę, że przegrany miał jakąś fatalną "awarię" w pierwszej turze, która nie umknęła uwadze mediów (no oczywiście poza TVP i TVN gdzie mówiono o nim wyłącznie jako o nieomylnym mężu stanu, który odmieni oblicze Ziemi!). Coś się stało i chłopak ledwo stał na nogach...
W rozmowie z miłośnikiem jego "opcji" (wtedy) mocno obstawałem przy tym, że gostek miał poważne problemy zdrowotne. Inna sprawa, to zupełnie bez żartów wybory są bardzo intensywne i kondycję czy też krzepę trzeba mieć, a takie stanie w studiu (w tym wypadku zadaje się) 3 godziny też do łatwych nie należy. Mój rozmówca jednak obstawał, że nic mu nie jest (kto im do głów wkłada takie rzeczy?), więc ja odparłem: ok, ale tam obok niego stał cały długi rząd pozostałych kandydatów, którzy też musieli tam stać przez tyle godzin, ale tylko on wyglądał jakby miał zaraz paść...
...rozmówca nie miał już argumentów (dziwne, że w ogóle próbował dyskutować z faktami).
Jednak obecnie moja teoria na to co się wtedy stało w tym studiu jest z gruntu odmienna:
W mojej ocenie on nie miał wtedy ataku serca (bo tak wyglądał na zdjęciach, które obiegły internet), tylko biedak bardzo, bardzo cierpiał psychicznie.
W mojej ocenie, już po wejściu do studia czuł się źle z tym tłumem tak różnych ludzi i tak bardzo różnych od niego samego (pewnie dlatego TVP w likwidacji chciało zrobić debatę tylko z nim (!)(trudno uwierzyć, ale naprawdę tak wymyślili!), choć to nie wypaliło bo inni kandydaci się w Końskich do niego wprosili. Jednak chciano mu zapewnić pełen komfort bez tłuszczy...).
Potem miał stać kilka godzin i słuchać tego co mają do powiedzenia, a po pierwsze (a wiemy jak taki człowiek myśli z psychologii, czy psychiatrii) go to nie obchodziło co oni mają do powiedzenia, bo to on ma tutaj wygrać wybory, a po drugie nie był przyzwyczajony będąc prezydentem Warszawy do tego, aby kogokolwiek słuchać choć 5 minut, a co dopiero godzinami!
Inna kwestia, że nie jest też przyzwyczajony do tego aby ciężko pracować, było to widać zarówno wszędzie tam, gdzie podczas wyborów się pojawiał (mówił co miał do powiedzenia i szybko znikał - a nawet jest nagranie jak spędzenie nieco czasu ze śpiewającymi kobietami (Kurpiowskie to były?) zmęczyło go bardzo mocno), ale też w pracy zawodowej. Ator powiedział na swoim kanale, że jego dobry kolega mieszka obok niego i w życiu nie widział, aby on rano leciał do pracy do ratusza, co pokazuje, że gostek od lat do pracy nie przychodził, aby się nie przemęczać (i nie znosić obecności innych pracowników, o których wiemy jakie ma zdanie - psychiatria ma nawet pewność co do tego).
Wiąże się to też oczywiście, z przyzwyczajeniem oraz odzwyczajeniem właśnie np. od długich rozmów z przeciętymi ludźmi, petentami, wyborcami itp. a o dyskusji merytorycznej nie wspominając. Będąc na co dzień w pracy jednak trzeba się takimi rzeczami zajmować.
Kolejną kwestią jest to co z całą pewnością jesteśmy pewni jak funkcjonuje psychika takiego gostka, to jego położenie z jego punktu widzenia (w tym studiu), wyglądało tak: co ja tu robię?? Dlaczego oni mnie taaaaaaaaak męęęęęczą! Co oni ode mnie chcą?? Mam wygrać i basta! Po co ja tu jestem? Nie mam już sił! Mogłem sobie siedzieć w domu, a tu obok mnie ciągle gada jakaś zgraja durni!
On cierpiał psychicznie.
I piszę to bez złośliwości ani bez żartów - serio: cierpiał.
Jakby tego było mało ktoś się wtedy wygadał, że jego stan w trakcie trwania wyborów jest tak zły, że ma opiekę psychologa. Oczywiście opiekę psychologa można mieć z różnych przyczyn, ale to że akurat ten temat stał się głośny i idealnie on współgra z moją teorią tego co się działo - obstawiam, że właśnie tak było, a psycholog stawał na głowie, aby opanować jego ciężkie stany.
Inna sprawa, że jakoś sobie nie przypominam, aby o jakimkolwiek innym kandydacie mówiło się wtedy, że jego stan jest tak zły, że ma stałą opiekę psychologa. Czyli nawaliło mu zdrowie i/lub psychika jak widzimy na zdjęciach - a sami sobie skreślcie co wolicie:P
Wprost przeciwnie, miałem wrażenie że wielu kandydatów (może bez szans) czuła się jak ryba w wodzie, tam gdzie psychol wpadał w szał, wrzeszczał, kłamał i szantażował, tam pozostali kandydaci naprawdę rozwijali skrzydła i to z pogodną miną, spokojnie przedstawiali swoje punkty widzenia, chętnie spotykali się ze zwykłymi ludźmi, a nawet widziałem, że ludzie chętnie się z nimi spotykali i naprawdę kochali, szanowali swoich kandydatów!
Jeśli mówimy o psychiatrii (wracając do debaty) to bardzo ważną kwestią tutaj (jest to taki nawet tester czy ktoś jest zdrowy, czy "narwany"), coś co chyba głownie zapamiętaliśmy z tej debaty:
- Pan kłamie... Nie to pan, Przepraszam, ale pan kłamie, to pan kłamie...
No trochę szkoda naszego czasu na oglądanie czegoś podobnego, inna kwestia gdyby to oglądali psychiatrzy - wtedy to oczywiście byłoby niezbędne, ale zwykłym ludziom to jest niepotrzebne.
Na pewno warto posiąść taką zdolność i rozróżniać kto kłamie, gdy dwóch sobie to na przemian zarzuca. Zapewniam was, że każdy średniej klasy psychiatra patrząc na to miałby pełną jasność co tu się dzieje.
Przypomnę skecz Benny Hilla: Który z polityków kłamie? Obaj!
:D
Nie... to tylko tak na rozluźnienie, bo uważam, że o psychiatrii to trzeba na luzie i z poczuciem humoru;)
Byliśmy świadkami jeszcze jednego bardzo ciekawego zjawiska:
Ów kandydat co przegrał, przecież już w jednych wyborach w Polsce brał udział i również przegrał (obecnie się o nim mówi "przegryw" i raczej już mu się nie uda od tego uciec, co go kompletnie eliminuje ze startu w kolejnych wyborach, no chyba że kanalie będą tak bardzo zdesperowane, że go poślą po raz kolejny, no ale wtedy szalona desperacja nie uratuje przegranej kwestii).
Dlatego warte podkreślenia jest to, że gdy startował poprzednio to naprawdę pozował na świetnego i prężnego polityka, zaskarbiał sobie sympatię ludzi, którzy widzieli w nim te maski, które on zakładał. Z punktu widzenia politycznego - działało to jak bajka (choć jakimś cudem przegrał).
Tymczasem w tegorocznych wyborach widziałem radykalną różnicę, maski opadły, mimo że i on i jego sztab bardzo mocno pracowali nad wizerunkiem, to naprawdę duża część wyborców szybko spostrzegła: król jest nagi! (widać to było wyraźnie w necie).
Te triki, które wcześniej mu wychodziły i działały na masach, teraz magicznie przestały działać, wielu ludzi widziało w nim: sztywniaka, dzieciaka, człowieka kompletnie niewiarygodnego. To była prawdziwa magia na naszych oczach.
Miało to odzwierciedlenie w ruchach społecznych i oddolnych inicjatywach jak Batman, Spider-Man, czy hasła na stadionach - które pokrótce świadczyły właśnie to: król jest nagi i my się z tym nie zgodzimy, choćby policja miała robić na nas obławy tygodniami (co faktycznie miało miejsce).
Dla mnie jest to fenomen, aby człowiek, który wcześniej tak dobrze sobie radził, który porywał tłumy Polaków w każdym mieście przez całą (poprzednią) kampanię - raptem stracił to coś i charyzmę (choć nieco mu jeszcze zostało).
Obstawiam, jakieś głębokie zmęczenie, może właśnie brak kondycji (może męczył się za szybko), może to był brak kondycji psychicznej, nie wiem co to było, ale właśnie takie niewielkie zachwianie jednego z tych elementów prowadzi do takiej klapy (którą dla mnie były jego popisy). Naprawdę niewiele zabraknie, a wali się wszystko!
W czasie wyborów prezydenckich po prostu jesteśmy na świeczniku, każdy na nas patrzy i może sobie na YT przewinąć jak zauważy coś dziwnego. Tu nie da się nic ukryć, każdy psycholog wam to wyjaśni - po prostu nie da się.
Na koniec mogę powiedzieć, że psychiatria to jest taka nauka, która wyjaśnia kto jest kim, jakie maski zakłada, dlaczego kłamie jak najęty, dlaczego wpada w furię (i to jaką!), która mówi że gdy maski opadają to widzimy tego kandydata takiego jakim naprawdę jest.
On się nie zmienił, cały czas był tym kim był, ale maski pasowały jak ulał... i przestały.
Sztuka psychiatrii polega na tym, że gdy maska jeszcze nie opadła, albo w zanadrzu jest cała przyczepa masek, aby szybko się zorientować, że np. ten człowiek jest patologicznym kłamcą (oraz np. dlaczego), albo jak to się mówi "ma parcie na szkło" itp.
Chcieli czy nie chcieli - ale mieli
Psychologia czy lepiej psychiatria to jest gruby temat, znam zupełnie normalnych ludzi, którzy wręcz się boją... traktują psychiatrię jako coś co im wyrywa prywatność, tajemnice - a oni tego nie chcą! Patrzy na nich psychiatra, a oni czują się obdzierani z czegoś...
Tymczasem w czasie wyborów całe nasze społeczeństwo przeszło przez przyspieszony kurs psychiatryczny i to najbardziej wartościowy z możliwych bo miejscami na wesoło, a do tego w oparciu o sytuacje praktyczne, kandydatów mieliśmy tu niemal na wyciągnięcie ręki.
Nie wiem jak Wy, ale ja się bawiłem wyśmienicie!;)