sobota, 22 października 2011

Dwa lata w orange za free

Po cichu aby się Orange nie zorientowało, pomiędzy użytkownikami rozchodzi się wieść o niewielkim błędzie w ich systemie. Wystarczy wysłać odpowiedniego SMSa, aby ważność konta przedłużyła się o 2 lata !

Oficjalnie oferta dotyczy nowych osób, które zmieniły operatora, niemniej jednak okazało się, że oferta ta dotyczy wszystkich użytkowników ;)
Ja dziś w ten sposób załatwiłem kilka telefonów więc to faktycznie działa !

Operacja ta dotyczy przedłużenia konta na połączenia wchodzące i wychodzące jednak, problemem pozostają doładowania konta gdy wyczerpiemy stan. Dlatego to rozwiązanie zdecydowanie jest najlepsze dla osób, które mało dzwonią lub posługują się SMSami (dwa lata SMSowania prawie za darmo). Dlatego trzeba przez te 2 lata bardzo świadomie doładowywać aby np. doładowaniem za 25 zł nie zwiększyć sobie stawek na bajońskie itp. Dlatego przez ten czas jeśli jednak wygadamy kasę, którą mamy kupujemy na np. Allegro np. za ~50 zł doładowanie SMS za 100 zł, a to pozwoli nam dla osób rzadko korzystających lub SMSujących na długie korzystanie z telefonu, a dla osób bardziej rozgadanych na około następny miesiąc spokojnego rozmawiania.
Dlatego przed uruchomieniem sobie tej dwuletniej usługi, należy przeprowadzić takie operacje aby włączyć sobie korzystne stawki za rozmowy i SMSy (czyli raz doładować za 100 zł + następne itp.).
Jak ktoś z Was ma Orange to niech pisze na priva powiem co i jak.

Sprawa jest tak niezwykła, że np. na Wikipedii czytamy:
    Prepaid (...)
    Określenie prepaid jest najczęściej używane jako nazwa jednej z ofert sieci telefonii komórkowej (...) natomiast wykorzystanie nabytych jednostek jest możliwe przez czas określony przez operatora. W zależności od wysokości wniesionej opłaty, czas ten waha się od dwóch do trzystu sześćdziesięciu pięciu dni. Po tym okresie konieczne jest ponowne uzupełnienie konta. (...)

To jak ? Chcesz usłyszeć informację, że Twoje konto jest aktywne jeszcze przez np. 720 dni ?

sobota, 15 października 2011

Facebook wrogiem Twojej kariery zawodowej ?

Rozmawiałem ostatnio z pewnym człowiekiem, który od dłuższego czasu starał się dostać do pracy w IT. Powiedział, że jedna z firm zapytała się go o posiadanie konta na Facebooku, on otwarcie stwierdził że takiego nie posiada, a oni zakończyli na tym rozmowę i oczywiście już nigdy się do niego nie zgłosili.

Po co pracodawcy jest potrzebna znajomość konta na Facebooku ? Do analizy psychologicznej - niestety ! Nie jest przecież niczym dziwnym, że przyszły pracodawca chce wnikać w psychologiczne zakamarki swoich przyszłych pracowników, w końcu psychologiczne testy rekrutacyjne wielkich korporacji nie są żadnym novum.

Tu jednak sytuacja jest znacznie bardziej niebezpieczna, gdyż z tego co robimy i jakich mamy znajomych można wyciągać daleko bardziej idące wnioski z znacznie bardziej prywatnych czy nawet niekiedy intymnych naszych działań w sieci. Przykładowo, żaden z testów psychologicznych nie określi naszych: poglądów, postaw etycznych, upodobań politycznych, czy wyznawanej lub nienawidzonej religii, natomiast szybka analiza konta na Facebooku już tak !

Niektóre bardziej świadome podobnych zagrożeń osoby starają się unikać Facebooka albo kompletnie albo w znacznym stopniu, jednak jak widać taka polityka może czasami nas zdyskwalifikować z rekrutacji do firmy, na której nam być może bardzo zależy (choć może po tym widać, że może właśnie już tak bardzo nie powinno). Wiele osób prowadzi taką politykę swojej własnej prywatności w sieci, że na Facebooku mają konto, ale nie zamieszczają na nim żadnych zdjęć z młodości itp. oraz nowych treści. W ten sposób pracodawca najczęściej może się dowiedzieć o nich tylko tego jakich ma znajomych.

Ta polityka wydaje się być optymalna, bo żadnych treści intymnych nie można się w takim wypadku dowiedzieć o danej osobie. Jednak warto sobie zdawać sprawę z tego, że osoby które są naszymi znajomymi mogą nam nie przynieść chluby ! Przykładowo jeśli ktoś startuje na stanowisko dyrektora w dużej firmie, a za kolegów ma osoby nadużywające alkoholu, gadające jedynie o seksie czy jakiś bijatykach to wiadomo, że dana firma będzie się obawiała, że taki osobnik kiedyś odwiedzi w firmie takiego (niedoszłego) dyrektora i może na tym ucierpieć wizerunek firmy.

Następną kwestią jest to, że jeśli nie zamieszczamy na Facebooku, żadnych treści to jednak pobieżna analiza naszych znajomych, może co najmniej dać naszemu pracodawcy informację o tym w jakich kręgach się poruszamy, przykładowo jeśli chcemy być grafikiem lub programistą, to naturalnym się wydaje że naszymi znajomymi powinny być osoby, które zajmują się tym samym - to ważna informacja dla pracodawcy.
Jeszcze innym aspektem, jest to że z treści zamieszczanych przez naszych znajomych można szybko wywnioskować jakie poglądy, normy itp. reprezentujemy, przykładowo jeśli wśród naszych kolegów jest wielu skrajnych np. lewicowców, bojówkarzy to można domyślać się jakie poglądy reprezentujemy - nawet pomimo tego, że nigdzie nic o tym nie pisaliśmy !

Przykład tego gdy, ktoś chce dość świadomie kreować swój wizerunek napotkałem właśnie na Facebooku, gdzie zagaił mnie jakiś młody człowiek z pomorza. Kompletnie nie wiedziałem kto to jest, jednak udzielając się w różnych częściach Polski najpierw musiałem się upewnić czy ja go faktycznie nie znam. W odpowiedzi otrzymałem informację, że faktycznie się nie znamy, ale On "kolekcjonuje" ludzi, którzy są programistami. Hmmm... no ciekawe;) Wygląda na to, że ten jegomość wykombinował sobie że jak będzie miał jako znajomych samych koderów to wzrośnie jego wartość o oczach innych osób, w tym i pracodawcy. Zinterpretowałbym to jako dość agresywne zachowanie marketingowe (bo z rozmysłem chce innych wprowadzić w błąd), będące odpowiedzią na tak daleko posuniętą inwigilację przeprowadzaną przez naszych pracodawców.
Oczywiście tego młodego człowieka nie dodałem do swoich znajomych, nie chcę uczestniczyć w czymś podobnym, szczególnie że się w ogóle nie znamy.


A co jeśli nasz przyszły pracodawca znajdzie w necie to jak obsmarowywaliśmy poprzedniego pracodawcę lub szefa ? Oj może być ciekawie !;)
Już wiele lat temu w massmediach głośne były sprawy, gdy ktoś oczerniał swojego szefa w Facebooku (i innych), ten to znajdował i zwalniał, być może piszącego prawdę pracownika, ale jakiego niepokornego;) W końcu nie ma się co dziwić, niepokornych pracowników szefowie nie chcą mieć u siebie :-P


Oczywiście nie jest niczym niezwykłym, że przyszły pracodawca bardzo chce wiedzieć jak bardzo moralnym lub lojalnym (potencjalnym) pracownikiem dla niego będziemy/jesteśmy. Jedna z międzynarodowych organizacji (nie pomnę nazwy) opublikowała badania, mówiące, że na świecie 60% pracodawców przeszukuje internet w wiadomym celu podczas rekrutacji. Jednak trzeba zdawać sobie sprawę jak bardzo posunięta jest nasza inwigilacja w procesie rekrutacyjnym, że nasz przyszły pracodawca bardzo głęboko wnika w naszą prywatność, a jest też to bardzo ułatwione w internecie, gdzie często można znaleźć całą naszą historię nawet jeśli sami tego nigdy nie wprowadzaliśmy.
Warto też pamiętać, że internet cały czas się rozwija, a wraz z jego rozwojem tego typu zagrożenia również będą się zwiększały.

Co więcej dyskwalifikowanie nowych osób, tylko z tego powodu że nie można ich sprawdzić bo nie posiadają konta na Facebooku jest powiedzmy otwarcie dyskryminacją i to bardzo dziwną, rzec można, że to zupełnie nowy sposób dyskryminacji - na miarę naszych czasów, które jeden z autorów określił mianem Cywilizacji 2.0. Z jednej strony to dyskryminacja a z drugiej na pewno zbyt daleko posunięta inwigilacja naszego życia ! Bo czy sam fakt, że nie można kogoś prześwietlić, może być powodem do tego aby go nie zatrudniać ?


Dlatego zadam pytanie ponownie: Czy Facebook stał się wrogiem Twojej kariery zawodowej ?


Update:
immolator podesłał nam news Konto na Facebooku zamiast dowodu. Lubisz to?


Update:
Po konsultacjach prawnych, okazało się kilka dla mnie nowych rzeczy, mianowicie spoczywa na nas bardzo duża odpowiedzialność, w tym kompletny brak wolności. Przykładowo zgodnie z kodeksem pracy, każdy zatrudniony ma obowiązek pracowania na dobre imię i wizerunek swojej firmy, co w tym przypadku przekłada się na to co robimy w sieci i zamieszczenie mniej lub bardziej szalonego zdjęcia na fb, może tutaj mieć daleko idące konsekwencje (ostatnio była taka sprawa sądowa).

Co gorsze często mamy wiele obowiązków z tym związanych, szczególnie gdy pracodawca dokładnie omawia nasze obowiązki (w umowie, regulaminie itp.) względem firmy w necie. Przykładowo może wymagać podania na popularnych stronach faktu, że jesteśmy zatrudnieni u niego lub może zabraniać właśnie zbyt luźnych tematów poruszanych, dziwnych zdjęć itp. Nawet sobie nie zdawałem sprawy, że jesteśmy tak zniewoleni - choć mnie to tak nie boli bo uzewnętrznianie się mojej maski "co to nie ja" nie należy do moich facebookowych upodobań.

Jeśli pracodawca nie sformułował jasnych zasad, obowiązków itp. to ma zastosowanie zwykły kodeks pracy, który właściwie nic nie uściśla, ale właśnie podchodzi pod to nasz obowiązek dbania o dobry wizerunek firmy. Niestety same ostatnie sprawy sądowe są dowodem na to, że pracodawcy bardzo lubą grubo nad interpretować ten prawnie niesprecyzowany obowiązek.

poniedziałek, 3 października 2011

Kochamy figurki Star Wars z czasów PRLu

Jakiś czas temu w necie poznałem interesującego człowieka, który ma dość wyszukane hobby, kolekcjonuje stare polskie podróbki zachodnich figurek z Gwiezdnych Wojen. Oto jego bardzo ciekawy artykuł omawiający ten temat:
    Dawno temu, za żelazną kurtyną...


    Niełatwa była sytuacja polskiego berbecia w latach 80, czyli w czasach apogeum światowego zainteresowania pierwszą Trylogią Gwiezdnych Wojen. O ile z obejrzeniem kultowych filmów w Polskich kinach nie było większego kłopotu, o tyle produkty zachodniego przemysłu zabawkarskiego pozostawały już tylko w zakresie marzeń i fantazji. Niszę na rodzimym rynku wypełniły nielicencjonowane gadżety, w tym wszechobecne gumowe i plastikowe podróbki figurek Star Wars. Poniższy artykuł jest efektem nieuleczalnej miłości do kolorowych, pachnących smołą kawałków gumy, mających moc przenoszenia w przeszłość...



    Trudno dziś w to uwierzyć, lecz poszczególne części Sagi trafiały do Polski stosunkowo niedługo po ich światowej premierze. Pierwszy (czyli czwarty) epizod Gwiezdnych Wojen zawitał na ekrany polskich kin w 1979 roku. Byłem zbyt młody by zobaczyć go na własne oczy, lecz doskonale pamiętam szczegółową relację mojej starszej kuzynki, zachwyconej technicznym rozmachem, zgrabnymi dialogami i oczywiście postacią Hana Solo. Słowo "Jedi" kuzynka wymawiała po polsku, a scenę z kantyny na Mos Eisley znała na pamięć.

    Na Imperium Kontratakuje poszedłem już sam i zostałem uwiedziony bez reszty. Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że oglądam prawdopodobnie najwybitniejszy sequel w historii kina; dla mnie ważne były wówczas miecze świetlne, kangurowate Taun-Tauny, niesamowicie złoty C3PO i fascynująco realny Yoda. Na podwórku odtwarzaliśmy z kolegą sceny walki za pomocą znalezionych na śmietniku zużytych świetlówek. To właśnie jakoś w tym czasie polscy przedsiębiorcy wyczuli niezły interes i zaczęli produkować nielegalne podróbki amerykańskich figurek Star Wars. Był rok 1983.

    Oryginalne figurki firmy Kenner, produkowane ze względu na koszty na Tajwanie i w Hong Kongu, były wówczas przedmiotem pożądania polskich dzieciaków. Informacje o nich oraz nieliczne egzemplarze docierały do większych miast w kraju. Ktoś tam miał tatę pracującego na Zachodzie, komuś przysłała coś w paczce rodzina z Ameryki, na bazarach zaś można było kupić domowej roboty fotosy ukazujące reklamy zabawek Kennera. Od jednego z kolegów udało mi się zdobyć trzy oryginały, drogą handlu wymiennego. Resztę z konieczności zagospodarowały figurki polskie.

    Pojedyncze ludziki pojawiły się już około roku 1980 - był to plastikowy Chewbacca oraz cztery plastikowo-gumowe figurki tzw. oryginalnej serii: Han Solo, Leia, Obi-Wan i Tusken Raider. Wszystkie miały ruchome ręce i nogi oraz akcesoria identyczne z oryginalnymi (płaszcze, broń). Nawet kolory były w miarę poprawne, chociaż Tusken był pomarańczowy zamiast piaskowego, a Chewbacca, obok brązowego, występował również w wersji czarnej. Pakowane były w foliowe woreczki z przyczepionym kartonikiem. Dziś to najrzadsze z polskich figurek Star Wars, bardzo cenione i poszukiwane przez kolekcjonerów.

    Pierwsze figurki: pomarańczowy Tusken oraz czarny ChewbaccaPomarańczowy Tusken oraz czarny Chewbacca to obiekty pożądania młodych chłopców na początku lat 80.

    Tuż po nich nastąpił wysyp figurek nieruchomych, odlanych w jednym kawałku z twardej lub miękkiej gumy. Sprzedawane luzem, były bardzo popularne przez całe lata osiemdziesiąte. Ich pierwszy rzut obejmował siedemnaście postaci wiernie odwzorowujących kształt oryginałów, choć z kolorami było już nieco ciekawiej. Obok ludzików pomalowanych w miarę podobnie do figurek Kennera - stanowiących mniejszość - występowała cała tęcza barw i ich kombinacji, przyprawiająca ówczesne dzieciaki o wściekłość, a dzisiejszym kolekcjonerom sprawiająca największą frajdę. Właściwie niemożliwe jest zgromadzić kompletną kolekcję kolorystyczną tej grupy podróbek: do dziś nie wiadomo, jakie jeszcze wersje wypłyną z zakamarków piwnic i strychów. Postacie należące do tej pierwszej nieruchomej serii to: Luke, Leia, Han Solo, Obi-Wan, Chewbacca, C3PO, Darth Vader, Szturmowiec, Tusken Raider, Generał Veers, Zuckuss, IG88, Rebeliancki Komandos, Barada oraz trzy Ewoki (Logray, Chief Chirpa i Wicket).

    figurki nieruchomeNastępcy - nieruchome figurki

    Około roku 1985, tuż przed wejściem do polskich kin Powrotu Jedi, firma Elektrospółdzielnia z Gdyni zaczęła produkować swoją "autorską" serię gumowych figurek liczącą 20 wzorów. Mocowano je zszywaczem w plastikowych bąblach na niedbale zaprojektowanych kartach.

    Karton z najpopularniejszej serii figurekW takim wystrzałowym opakowaniu sprzedawane były figurki z łamliwymi nogami

    Najbardziej charakterystyczną cechą tej serii było przyporządkowanie dwudziestu korpusom figurek jedynie trzech rodzajów kończyn. Ktoś postanowił, że skopiowane zostaną wyłącznie odnóża oryginalnego Biker Scouta, Pilota TIE Fightera oraz At-At Drivera, doczepiane później pozostałym postaciom (część z nich występowała zresztą w dwóch wersjach kończyn). Paradoks wprost z filmów Barei stanowił fakt, iż nogi i ręce Pilota TIE Fightera oraz At-At Drivera nigdy nie zostały doczepione do korpusów ich oryginalnych właścicieli... Do serii Elektrospółdzielni należały: Darth Vader, Szturmowiec, Leia, Luke Pilot, Boba Fett, Zuckuss, At-At Driver, Han Hoth, Rebel Hoth Soldier, Imperial Gunner, Pilot TIE Fightera, Snowtrooper, Imperial Gunner, Biker Scout, At-St Driver, Generał Veers, Lando Calrissian, Nien Nunb, Weequay oraz Barada. Figurkom stale gubiły się nogi i ręce, co było zmorą bawiących się nimi dzieci i powodowało nieraz brutalne przymocowanie niesfornych kończyn za pomocą szpilek oraz gwoździ.

    Figurki najpopularniejsze - z łamliwymi nogamiTe ręce i nogi - koszmar polskich dzieci

    Osobno sprzedawano broń do figurek, w kolorystyce odzwierciedlającej raczej dostępne na rynku materiały, niż naśladującej kennerowski oryginał.

    Gwiezdnowojnowe bronie dla figurekW niewielkich przezroczystych torebkach sprzedawane były zestawy broni

    Seria ta ukazywała się falami do końca lat 80, następnie matryce zostały przejęte przez inną firmę, która produkowała z nich kolejne rzuty, w nieco odmienionej kolorystyce, przez całe lata 90. Sądząc po lepkiej jeszcze farbie na niektórych egzemplarzach, można podejrzewać, że ktoś stale odlewa nowe egzemplarze...

    Figurki Elektrospółdzielni posłużyły za wzór dla kolejnej serii nieruchomych gumowych ludzików, produkowanej w drugiej połowie lat 80. Poznajemy to po tym, iż również tutaj występuje pomieszanie korpusów i kończyn. Z dziesięciu postaci osiem posiada odnóża Biker Scouta: Boba Fett, Snowtrooper, Luke Pilot, Imperial Gunner, At-St Driver, Rebel Hoth Soldier, Lando Calrissian i Biker Scout (tu nogi i ręce się zgadzają, lecz sposób wykonania wskazuje, iż jest to kopia kopii, nie zaś odlew oryginału jak figurki pierwszej serii nieruchomej). Pozostałe dwie posiadają nogi i ręce Pilota TIE Fightera, a są to Nien Nunb oraz Pruneface. To najbardziej niedbale wykonana seria spośród wszystkich polskich figurek, tylko zapamiętały kolekcjoner może odczuwać przyjemność posiadania takich koszmarków.

    Kolejna seria nieruchomych figurekNastępna seria nieruchomych figurek

    Możliwe, że jeszcze przed 1985 rokiem pojawiła się w Polsce figurka niezwykła, mająca ambicje odwzorowania amerykańskiego oryginału wraz z opakowaniem. Nie wiadomo dlaczego wybór padł na postać Snowtroopera, produkowano go jednak z wyjątkową dbałością o szczegóły: ruchoma plastikowa figurka posiadała właściwe ręce i nogi, odpowiedni płaszczyk, oryginalną broń. Mocowana była do karty nawiązującej do kart firmy Kenner. Istnieją poszlaki, że występowała w kolorze oryginalnym (białym), do dziś przetrwały jednak wyłącznie egzemplarze czarne oraz jeden czerwony.

    Czarny Snowtrooper
    Czarny Snowtrooper aby nikt nie pomyślał, że jego kolor wynika z jego nazwy;)

    Niezwykle tajemniczą figurką jest kopia robota 8D8 - epizodycznej postaci z lochów pałacu Jabby. Podróbka ta wypłynęła w kolekcjonerskim światku dopiero w 2011 roku, wiele wskazuje jednak na to, iż jest to rzeczywista polska robota z połowy lat 80. Figurka posiada ruchome części, odlana jest z białego plastiku. Jej pojawienie się stanowi jedno z ważniejszych odkryć ostatniej dekady.

    Robot 8D8 - dosłowny biały krukRobot 8D8 - dosłowny biały kruk

    Pod koniec lat 80 dostępne były kolejne dwie gumowe figurki innej tajemniczej serii nieruchomych ludzików. Przedstawiały one Chewbaccę w jadowicie pomarańczowym kolorze oraz złoto-srebrnego Szturmowca, wyposażone były w płaszcze z napisami (płaszcz Szturmowca oznaczony był jako... Obi-Wan Kenobi). Podobnie jak poprzednia figurka, musiały być efektem prywatnej inicjatywy jakiegoś lokalnego przedsiębiorczego rzemieślnika.

    Jadowicie pomarańczowy i srebrny ChewbaccaPrawdziwy koszmar - jadowicie pomarańczowy i srebrny Chewbacca

    Złoto-srebrny SzturmowiecZapewne tylko przypadkiem producenci mieli nadmiar srebrnej farby

    Przegląd polskich podróbek z lat 80 zamyka seria uznawana przez wielu za najpiękniejszą i najbardziej pożądaną, nazwana z tego powodu "deluxe". Składa się z czterech dokładnych kopii amerykańskich oryginałów, w pełni ruchomych i posiadających - poza jednym przypadkiem - odpowiednie akcesoria. Najpopularniejszy z nich to At-At Driver, występujący w niezliczonych odmianach barwnych, sprzedawany z dwiema sztukami broni, niepochodzącej od tej postaci. Równie popularną, choć najmniej udaną postacią serii był Yoda, niefortunnie ubarwiony (kombinacje czerwieni i zieleni lub niebieskiego) i pozbawiony płaszcza (choć wyposażony w pas, węża i laseczkę). Imponująco prezentował się natomiast Strażnik Gamorreański, dzierżący oryginalny topór - przy odrobinie szczęścia można było trafić na egzemplarz podobny kolorystycznie do figurki Kennera, choć częściej zdarzały się fantazyjne zestawienia czerwieni, czerni, zieleni czy błękitu. Białym krukiem serii jest Ree Yees - trójoki stwór z pałacu Jabby, niezwykle dziś rzadki i pożądany przez kolekcjonerów. Seria deluxe produkowana była w Łodzi, figurki sprzedawano w foliowych woreczkach z kartką w środku.

    Rarytasy: Yoda, Strażnik Gamorreański, Ree Yeesi i SzturmowiecPrawdziwe rarytasy dzieciństwa, figurki które bardzo przypominały zachodnie oryginały

    Niewiele wiadomo o twórcach polskich podróbek. Niewiarygodne, ale nie udało się dotąd zlokalizować producenta ogromnej serii figurek nieruchomych, królujących w sklepach zabawkowych, papierniczych i z pamiątkami przez całą dekadę. Wychowani za żelazną kurtyną, w świecie bez praw autorskich, nie zastanawialiśmy się skąd ludziki się wzięły, ważne było, że mamy swoje zabawki Star Wars. Tego mogli nam pozazdrościć sąsiedzi Rosjanie, Czesi i Słowacy, w ramach obozu socjalistycznego jedynie Węgrzy produkowali jeszcze swoje podróbki. Przeciętna dziecięca kolekcja polskich figurek w latach 80 liczyła około 30 sztuk ludzików z różnych serii. Gdyby chcieć zgromadzić wszystkie wzory poszczególnych serii, bez odmian, wyszłoby ich równo 60. Nie wszystkie wzory były wszędzie dostępne, występowała znaczna nadpodaż nieruchomych Vaderów, Wookie'ch czy Szturmowców przy deficycie innych, ciekawych postaci. Również zabawa nimi nastręczała sporo problemów - figurkom Elektrospółdzielni odpadały ręce i nogi, figurki nieruchome miały ograniczone funkcje kinetyczne. Drażnił sposób wykonania, nieprzyjemny zapach oraz nieadekwatne często barwy ludzików (notorycznie przemalowywało się niektóre z nich, np. szturmowców za pomocą zmazywacza do mazaków, farb plakatowych lub farby olejnej). Taka była jednak rzeczywistość i to nam zupełnie wystarczało: stara Saga Lucasa potrafiła inspirować zabawy nawet tak dalekimi od oryginału podróbkami. Nie można tego niestety powiedzieć o nowej Sadze, i nie pomogą tu najpiękniejsze nawet oryginalne gadżety dostępne dziś w każdym sklepie z zabawkami...

    Jakub (http://starwarsaw.pl), 2011

    wszystkie fotografie pokazują eksponaty z kolekcji autora


Miło jest czytać tak kompetentny i pełen pasji opis;) Warto pochwalić też autora, bo mało który kolekcjoner potrafi tak sprawnie opisać swoją kolekcję.

Zachęcam do zapoznania się ze stronką Jakuba, gdzie znajduje się spora galeria figurek, o których była tu mowa. Ja podkreślę to że warto zobaczyć jak ta sama figurka tylko w czasie PRLu mogła być produkowana w tak odmiennych wersjach kolorystycznych - nawet ja jestem tym zadziwiony mimo że wiele z nich pamiętam z czasów dzieciństwa. Przykładowo jak można zrobić Bobę lub szturmowca i zielonego, i czerwonego ? A Luke Skywalker z różowymi nogami - bezcenny ;)

Jakubie dziękujemy Tobie za ciekawą lekturę!


Jeśli nie jest zaznaczone inaczej (lub nie jest zaznaczone wcale) zamieszczone ilustracje pochodzą z Wikimedia Commons lub są mojego autorstwa.


Ta strona używa cookies oraz innych technologii Google (i innych firm w specjalnych dodatkach po prawej stronie) w celu prawidłowego działania tej stronki (jej elementów jak np. ankiety, reklamy itp.) oraz zbierania statystyk. Korzystanie z tego bloga powoduje zapisywanie typowych plików na Twoje urządzenie (np. komputer, tablet itp.) o ile w ustawieniach przeglądarki nie zmienisz tego.

W UE się ludziom w głowach przewraca, więc dla świętego spokoju zamieściłem to absurdalne ostrzeżenie...