Przypomniało mi się to jakie to było niezwykłe doznanie, gdy w dzieciństwie nie mając swojego komputera szedłem do kolegi i uruchamialiśmy Atari - to było coś !
Naprawdę nie mogę sobie wyobrazić innej rzeczy, która dawałaby tyle satysfakcji. Myśl że zaraz uruchomimy komputer była niesamowita, to spotkanie z jakąś nieokiełznaną tajemnicą, wielka przygoda w której nie wiadomo co się za chwilę stanie - tak właśnie wtedy było !;)
Wraz z kolegą Marcinem, potrafiliśmy godzinami przepisywać programy z Bajtka w Basicu, a potem się okazywało że program ten i tak nie działa bo są w nim błędy ;) Graliśmy w Bruce Lee, Boulder Dasha, ale chyba największe wrażenie zrobiły na nas Amaurote oraz Starquake. Natomiast pierwszą grę jaką zobaczyłem na Atari u sąsiadów (Witka i Jaśka) to był Zorro, gra ta jakoś nie robiła na mnie wrażenia, gdyż jej grafika mi nie podchodziła (i wtedy, i dziś), natomiast byłem zaskoczony technicznymi osiągami: ta gra miała dźwięk podczas gry !
To było naprawdę coś niezwykłego - po moich wcześniejszych doświadczeniach z ZX Specturm 48, gdzie o ile grafika była znośna jak na tamte czasy, to dźwięk albo był nędzny, albo podczas gry rozlegała się cisza technicznych niemocy ;) Podobnie potem było z pecetami, te nawet wiele lat później świeciły ciszą i do zalet tego faktu nie można było zaliczyć;)
Atari po uruchomieniu po latach, świeci tym samym blaskiem, a właściwie najbardziej mnie cieszy, że jednak działa, bo po 25 latach ma prawo się zepsuć. Ale wszystko się dobrze skończyło, udało się skompletować dawną konfigurację (nawet joysticki działają!), teraz czas sprawdzić czy działają najstarsze kasety;)
Komputer ten sam, ale doznania z dzieciństwa są już nie do odtworzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz